top of page

Dwaj najstarsi dorożkarze na emeryturze

Pan Krzysztof Szczepański skończył 77 lat, zaś pan Zbigniew Wiśniewski 74. Dwaj najstarsi warszawscy dorożkarze odeszli właśnie na emeryturę.

- Dziękuję panu Krzysztofowi i panu Zbigniewowi za wieloletnią pracę nie tylko w roli dorożkarzy, ale także kustoszów stołecznych tradycji. Przejazd dorożką zawsze dostarczał odwiedzającym Warszawę turystom niezapomnianych przeżyć, dzięki którym w pamięci pozostawało nasze miasto i koloryt Starego Miasta – napisał w podziękowaniu prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.


Ojciec pana Zbigniewa był przedwojennym dorożkarzem. Po wojnie pracował z koniem przy odgruzowaniu Warszawy, a potem wrócił do dorożkarstwa. Po nim fach przejął syn i w 1982 roku zarejestrował działalność "dorożka konna".


Pan Krzysztof również przejął zawód po swoim ojcu. W 1978 r., kiedy ojciec zachorował wsiadł na dorożkę i jak zobaczył zarobek po paru kursach, porzucił pracę w fabryce.


Obaj dorożkarze najlepiej wspominają lata świetności tej wyjątkowej formy transportu, czyli dekadę lat 80. XX wieku. Wozili wówczas, między innymi gwiazdy - pan Zbigniew pamięta Marylę Rodowicz, Krzysztofa Krawczyka - inżynierów z Jugosławii, którzy budowali nowoczesne biurowce albo dorabiających się u schyłku komuny badylarzy.


Obecnie na warszawskiej Starówce funkcjonują na stałe dwie dorożki, dwie kolejne wrócą do użytkowania wiosną. To mniej niż jeszcze kilka lat temu. Śródmiejski Zarząd Terenów Publicznych wyjaśnia, że coraz trudniej docierać codziennie ze stajni na obrzeżach miasta na Starówkę. I dodaje, że w ostatnich latach otrzymywał wielokrotnie uwagi od osób zatroskanych pracą koni w warunkach miejskich.


Za kurs po Starówce dorożkarz warszawski bierze średnio 100 zł. Ale kiedy uwzględnić koszty utrzymania konia i składki przedsiębiorcy, to zarobki okazują się już nie takie wielkie. "Teraz ludzie się nie umieją bawić. Myśmy pracowali co najmniej do 1. w nocy, a teraz dorożki zjeżdżają o 18. Życie nocne się skończyło" - ubolewa pan Krzysztof. "My byliśmy jak ostatni Mohikanie" - podsumowuje pan Zbigniew, który sprzedał już swojego konia. Pan Krzysztof też wie, że będzie musiał to zrobić, ale na razie jeździ do niego, karmi i czyści. Nie może się z nim rozstać.


Piękne warszawskie tradycje niestety powoli odchodzą w przeszłość…

bottom of page