top of page

„Nadzieja umiera ostatnia” – czyli jak zostać scenarzystą filmowym na polskim rynku

Czy da się „o własnych siłach” zaistnieć na rynku scenopisarskim w Warszawie bądź w innych miastach Polski? W jaki sposób młody scenarzysta może się przebić? O opinię zapytaliśmy adepta sztuki scenopisarskiej, Andrzeja Szczepańskiego – laureata konkursu Script Pro.




„Googlujemy” hasła: „praca scenarzysta Warszawa” i „praca scenopisarstwo Warszawa”. W Internecie przysłowiowe „pustki” – jedyna odpowiedź, jaką można znaleźć, to archiwalne ogłoszenia dotyczące scenariuszy gier komputerowych bądź reklam. Ale i tych wyników jest raczej niewiele. Uważasz, że „człowiek znikąd”, spoza hermetycznego świata filmowego, ma szansę się przebić?

Szanse są zawsze. Trzeba w nie wierzyć i mieć głębokie przekonanie, że ten dzień nadejdzie. Niektórzy ludzie lansują starą maksymę, że „nadzieja jest matką głupich”. Osobiście wolę trzymać się poglądu, że nadzieja umiera ostatnia.


A tak na poważnie?

A tak na poważnie. Skończyłem kurs scenariopisarstwa Bahama Films w 2018 r. W ramach zaliczenia kursanci musieli napisać scenariusz filmu krótkometrażowego. Scenariusze „wzięły udział” w wewnętrznym konkursie organizowanym przez Bahama Films. Nie znalazłem się „ na pudle” ze swoim scenariuszem. Ale było to jakieś doświadczenie. Każdy z kursantów dostał recenzję i mniej więcej wiedział co jest dobre, a co trzeba poprawić.


A potem był „Script Pro”?

Nie wiedziałem jeszcze wtedy o konkursie „Script Pro”. Jakiś czas później dowiedziałem się o tym konkursie. I postanowiłem zaryzykować. Dlaczego zaryzykować? Mam świadomość, że umiejętność składania literek do „kupy” i łączenia je w miarę logiczne zdania, to jeszcze nie umiejętność pisania. Jednak miałem wewnętrzne przekonanie, że tematyka i miejsce akcji mojego scenariusza mogą być interesujące dla osób, które nie znają środowiska wojskowego.


I były?

W 2018 roku miałem wypadek na rowerze i zostałem zapakowany w gips. Na szczęście prawa ręka była wolna, a lewa, wystając spod gipsu, umożliwiała pracę na klawiaturze. Nie było wygodnie, ale nie o przeszkody tu chodzi. Napisałem i wysłałem. Pewnego dnia dostaję informację, że zostaję finalistą konkursu. Pomyślałem: „łoł, teraz już pewnie pójdzie”.


Otworzyły się „magiczne wrota”?

Nic takiego się nie wydarzyło. W ramach festiwalu scenarzystów Script Fiesta w 2019 roku piczowałem ten projekt. Niby jakieś zainteresowanie było. Przesyłałem scenariusz i dostawałem odmowy lub w ogóle mi nie odpowiadano. W ramach prezentacji swojego projektu na Pitch Fieście, niektórzy producenci odpowiadali mi wprost, że to przekracza ich możliwości budżetowe. Ale w 2019 roku wydarzyła się jeszcze jedna rzecz. Na 9. Edycję konkursu Script Fiesta, w kategorii: koncepcja serialu telewizyjnego wysłałem projekt pomysłu, pod tytułem „Więź”.


Pojawiły się kolejne sukcesy?

Zostałem finalistą i dostałem wyróżnienie. Jeden z producentów obecnych na gali wręczył mi wizytówkę. Przesłałem materiał i co? Brak odpowiedzi. Poprzez pocztę elektroniczną pytałem o ewentualne plany w kwestii mojego projektu. I nic, zero odzewu. Na pewien czas odpuściłem.


Chyba jednak nie całkiem odpuściłeś…

Pewnego dnia znalazłem listę producentów KIPA (Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych). Z listy dzwoniłem do studia, przedstawiałem się i jeśli był pozytywny odzew to przesyłałem materiał. I znowu albo brak odpowiedzi, albo odpowiedź odmowna. Próbowałem też kontaktować się bezpośrednio z artystami.


Czy tak to działa na polskim rynku?

Pomysł zaczerpnąłem z książki „Jak napisać scenariusz”, autorzy: Robin U. Russin i William Missouri Downs. W jednym z rozdziałów radzą, żeby kierować swoje prace bezpośrednio do aktorów, którzy maja ugruntowaną pozycję na rynku i są rozpoznawalni. Próbowałem. Agenci odpowiadali mi, że to tak nie działa. Znowu odpuściłem.


Ale na krótko…

Któregoś dnia zauważyłem reklamę kursu pisania słuchowisk. Na zajęciach trochę jeszcze popracowałem nad projektem. Opierając się na opinii prowadzącej, że mój projekt jest gotowy do promowania, wysłałem. Ta opinia to bardzo istotna kwestia. Mimo posiadania pewnych osiągnieć, wciąż borykam się z niepewnością. Nie mam za sobą studiów scenariopisarstwa. Ale wysłałem do Empiku. Gdzieś im to zginęło i po mojej interwencji poprosili o ponowne przesłanie.


I sukces?

I cisza. Wysłałem do Storytel i dostałem odpowiedź odmowną. Nie będę wdawał się w argumentację, ale finał był taki, że tego nie chcą. Zaletą uczestnictwa w kursach jest to, że oprócz pobudzenia kreatywności poznajemy rożnych ludzi. Poznałem tam reżysera radiowego, z którym skonsultowałem recenzję Storytelu. Nie zgadzał się z częścią ich argumentacji i poradził, aby przesłać jeszcze do Audioteki. Tak też zrobiłem.


Tym razem był odzew?

Dostałem odpowiedź, że są zainteresowani. Jesienią 2021 roku podpisaliśmy umowę. Cały następny rok pracowałem nad serialem audio, który pierwotnie zaistniał jako pomysł na serial telewizyjny. Było to pouczające doświadczenie. Pierwotna wersja nie została przyjęta bezkrytycznie. Połowę materiału musiałem ponownie przepisać zgodnie z oczekiwaniami producenta. Ale uznaję to za ciekawą lekcję. Ostatecznie materiał został przyjęty. Liczę, że w tym roku zostanie zrealizowany.


Gratulujemy. Czyli jednak się przebiłeś?

Czy się przebiłem? Nie wiem. Nie mam takiego odczucia. Pisanie traktuję jako hobby, ale traktuję je bardzo poważnie. Napisanie dziewięćdziesięciu stron scenariusza filmu zajmuje sporo czasu. Nie muszę żyć z pisania, ale czasem trudno znaleźć czas, szczególnie latem. Mam nadzieję, że po wydaniu słuchowiska coś się zmieni i uda się doprowadzić do realizacji mojego projektu. Będzie to dla mnie duża przygoda.


Sukces sam Cię nie znalazł?

Jeśli dojdzie do realizacji, to mogę to nazwać sukcesem. O to przede wszystkim chodzi, o efekt końcowy. Wiem, że bez ponownego zaangażowania, dzwonienia, szukania kontaktów, nic się samo nie wydarzy.


Dziękujemy za rozmowę.

bottom of page