top of page

Raport Witolda. Z Zaświatów.


(fot. archiwum prywatne Andrzeja Pileckiego)

Gdyby „miała go” Ameryka, James Bond nosiłby zapewne jego imię. Gdyby miała go Japonia, jego imię nosiłby przypuszczalnie jeden z wielkich samurajów. Gdyby miał go jakikolwiek inny kraj… 13 maja urodziny obchodziłby pułkownik Witold Pilecki. Z tej okazji wysyłamy życzenia „do zaświatów”.


Nie da się ująć w ramy tego człowieka.


Od lat ekipa prof. Szwagrzyka daremnie poszukuje jego ciała. Trudno stwierdzić, czy poszukiwania zostaną zwieńczone sukcesem – Pilecki był Niezłomnym takiego formatu, że istnieje prawdopodobieństwo, iż jego ciało zostało spalone tudzież skremowane.

„To właśnie były rzeczy o których mówię, że się „nie działy na ziemi”. Bo i jakże? Kultura... XX wiek... któż słyszał zabijać człowieka? W każdym razie nie można tego przecie robić na ziemi bezkarnie. Niby – (chociaż jest wiek XX i kultura na tak bardzo wysokim poziomie)... „wojnę” pojęcia tych „ludzi od wielkiej kultury”... jakoś przemycają... tłomaczą nawet potrzebą. Ach!... nawet – wojna – raptem... w pewnej dyskusji – ludzi kulturalnych – staje się „nieodzowna i konieczna”
(„Raporty”, płk Witold Pilecki)

Na czym polegała wielkość Pileckiego?


Wiemy o jego ogromnych zasługach w walce z bolszewikami w 1920 roku, wojnie obronnej w 1939 roku oraz udziale w Powstaniu Warszawskim. Pilecki od początku bez zmrużenia oka angażował się w ruchy konspiracyjne – najpierw przeciwko okupantowi niemieckiemu, potem przeciwko bolszewikom. Był niesłychanym społecznikiem – po zawarciu związku małżeńskiego z Marią Ostrowską w czasie pobytu w majątku rodzinnym w Sukurczach angażował się w pomoc społeczną i „wciągał” do współpracy sąsiadów. Założył mleczarnię i koło rolnicze, zajmował się opieką społeczną.


Był także człowiekiem niesamowitego formatu duchowego – oprócz talentów wojskowych, posiadał również zdolności artystyczne – pisał wiersze i pięknie malował. W kościele w Krupie zachowały się obrazy religijne jego pędzla. Malował również obrazki z baśni swoim dzieciom i znajomym, inscenizował z nimi teatrzyki. Do nich również pisał wierszowane listy.


Wychowanie, które miał czas dać swoim dzieciom – Zofii i Andrzejowi – można by ująć w trzech słowach: „nie wolno kłamać”. Jego dzieci często wspominały w wywiadach, że ich ojciec przywiązywał ogromną wagę do mówienia prawdy – nie wolno im było oszukiwać nawet w najdrobniejszych aspektach.


A potem znowu było wojsko, II wojna światowa i Auschwitz…


Gdy kilka lat temu zapytałam grono swoich kolegów z korporacji, co by zrobili, gdyby w Polsce wybuchła wojna, uzyskałam krótkie odpowiedzi – „Brałbym rodzinę, żonę dzieci i wiałbym za granicę”.


Gdy Witold Pilecki zgłosił się dobrowolnie na ochotnika do obozu w Auschwitz (1943), z pobytu, w którym spisał później słynne „Raporty”, miał już rodzinę i z zaangażowaniem młodego męża i ojca „dźwigał” rodzinną schedę. Jego pobyt w obozie trwał 947 dni i jako więzień nie był jedynie biernym obserwatorem, który codziennie konfrontował się z wizją śmierci – zorganizował tam siatki konspiracyjne, tzw. „piątki”, które były jego oryginalnym pomysłem. „Piątki” były budowane na wzór organizacji wojskowych i miały służyć więźniom ku przetrwaniu – Pilecki zaangażował w nie wszystkich, których mógł, ponad "partyjnymi" podziałami – socjalistów, ludowców, chadeków, endeków…


We wstępie do „Raportów” wspominał zresztą o tym, jak pobyt w obozie weryfikuje partyjne podziały. Ci, którzy przedtem nie mogli się dogadać, zaczęli wówczas stanowić jedną „masę” – warstwę ludzką wprzęgniętą w zezwierzęcony podział na „podludzi” i „nadludzi” według filozofii Nietschego.


Gdy uznał, że jego misja w obozie dobiegła końca, po prostu z niego uciekł. Auschwitz leżało mu potem bardzo na sercu, poczynił nawet plany wyzwolenia obozu, które przedłożył swoim przełożonym, a które nigdy nie doczekały się realizacji. W dalszym ciągu angażował się w ruchy konspiracyjne, w dalszym ciągu po tym, gdy Armia Czerwona „wyzwalała” Polskę, był wierny przysiędze AK.


Wolność między piekłem nazistowskim a bolszewickim trwała krótko. W 1946 roku Pilecki otrzymał rozkaz wyjazdu z kraju – wiedziano, że jest poszukiwany przez komunistów. Rozkazu nie wykonał. Rok później szef sztabu II Korpusu gen. Kazimierz Wiśniowski, odwołał rozkaz – Witold Pilecki mógł pozostać w Polsce.


8 maja 1947 komunistyczny Wydział II Departamentu III MBP aresztował Witolda Pileckiego. Następnego dnia wtrącono go do X Pawilonu więzienia mokotowskiego w Warszawie – słynącego z najgorszych, bestialskich tortur stosowanych na ówczesnych polskich bohaterach. Wyrywano mu paznokcie, łamano żebra, wybijano zęby…


Co ciekawe, stamtąd jeszcze napisze wierszowany list do jednego ze swoich ówczesnych katów – płka Jacka Różańskiego:

"(...)Dlatego więc piszę niniejszą petycję, By sumą kar wszystkich – mnie tylko karano, Bo choćby mi przyszło postradać me życie – Tak wolę – niż żyć wciąż, a w sercu mieć ranę."

Torturom był poddawany przez pół roku.


Potem, podczas ostatniego widzenia z żoną padną słynne słowa: „Oświęcim to była igraszka, Marysiu”.


15 marca 1948 roku po pokazowym procesie ogłoszono wyrok śmierci. 25 maja 1948 r. o godz. 21.30, jak zeznawali świadkowie „wlokąc” go do miejsca straceń, bo był tak skatowany, że prawdopodobnie nie mógł iść o własnych siłach – wyrok wykonano. Cały majątek skonfiskowano. Przez dziesiątki lat komunistycznej propagandy pamięć o nim zacierano lub próbowano czynić z niego imperialistycznego szpiega.


Dzisiaj w całym kraju, m.in. pod pomnikiem Witolda Pileckiego w Warszawie, trwają obchody z okazji 122 urodzin pułkownika Witolda Pileckiego, któremu, pośmiertnie, „przywrócono twarz”, pomimo, że tej twarzy, de facto, nigdy nie stracił. Pośmiertnie nadano mu również rangę jednego z największych narodowych bohaterów i stopień pułkownika. Jego sława już kilka lat temu zaczęła się rozszerzać również za granicą. Pułkownik Pilecki doczekał się ulic swojego imienia, parków, szkół, piosenek i filmów.


Nic dziwnego. Nie da się „zakopać pamięci” o kimś, kto jest „ziarnem”.

„Starałem się tak żyć, abym w godzinie śmierci mógł się raczej cieszyć, niż lękać”.
(płk. Witold Pilecki)


bottom of page