top of page

Komunia czy komuna? O świeckich uroczystościach komunijnych


„Sezon komunijny” trwa w najlepsze, a kościoły chwilowo pękają w szwach. Cena talerzyka komunijnego waha się od 100 do 500 zł plus-minus koszty najmu lokalu, fotograf i dodatkowe atrakcje.


Przed jednym z warszawskich kościołów pierwszy raz od dłuższego czasu ustawiają się tłumy. Przybrani weselnie goście ściskają w dłoniach torby z prezentami i rozglądają się trochę niepewnie w poszukiwaniu „komunistów”, czyli komunijnych dzieci, wokół których właśnie ustawił się wianuszek fotografów.


Księża trochę poddenerwowani i niepewni – ostatni raz takie tłumy widzieli na rezurekcji. Zaczynają już zdawać sobie sprawę, że Polska od jakiegoś czasu stała się terenem misyjnym. Niemniej cieszą się, że ci, którzy odeszli wracają przynajmniej na celebrację ważnych sakramentów. Podczas kazań nieśmiało przypominają wiernym o sensie całego wydarzenia i nienachalnie proszą, aby nie zapominać o Bogu. Towarzyszą im zaciekawione spojrzenia przybyszów, którzy przyglądają się duchownym jak okazom w zoo. Przecież tyle przeczytali ostatnio w Internecie o księżach – pedofilach i materialistach.


Część gości wchodzi pewnie do kościoła i zajmuje miejsca. Reszta, która stanowi większość, nie bardzo wie, co robić – dawno tu nie byli. Jedni próbują grzecznie naśladować innych – klękają, wstają, siadają, poprawiają nerwowo ubranie. Inni rozglądają się pogardliwie, ale postanawiają, że jednak wysiedzą do końca. W końcu cały „cyrk” się wkrótce skończy i będzie można przejść do „właściwych” uroczystości. Większość gości komunijnych nie wierzy w Chrystusa, ale dla dobrej imprezy mogą zaakceptować sakrament. To już nawet nie jest zakład Pascala – to gnostycyzm, antyklerykalizm lub wyznania, które w większości wędrują „na Wschód” – wierzenia energetyczne, hinduizm, szamanizm bądź zwyczajne, intelektualne „anty”.


Komunie to w ostatnich latach duży wydatek. Jeżeli gospodarze „mają gest”, ceny potrafią szybować porównywalnie z cenami wesel. Do tego fotograf, animatorzy, tort, dmuchańce, czasami alkohol, no i cała oprawa „wokół” dziecka – suknia, garniturek, fryzjer, buciki i dewocjonalia.


Większość dzieci jeszcze niewiele rozumie – tylko niewielki odsetek jest przez rodziców przygotowywany duchowo zawczasu na to, co się wydarzy. Oczywiście dużą rolę odgrywają w tej kwestii również katecheci. Niemniej – większość czeka na prezenty.


Gdy męczący „cyrk” się skończy, w końcu można pojechać do wynajętego domu weselnego, bądź, w mniej szczęśliwych przypadkach – do domu rodzinnego. I zjeść. Słońce parzy, buty na obcasie zaczynają być mało komfortowe, a garnitur w upale sprawia wrażenie kożucha. Jeszcze tylko ogłoszenia parafialne i w końcu będzie można udać się do korytka.


Ponad dwa tysiące lat temu istniał na ziemi Bóg-Człowiek, o którym mówiono „Galilejczyk”.


W Wieczerniku, w którym zgromadzili się uczniowie, po raz pierwszy ustanowi Eucharystię. Z samego siebie. Ten akt poprzedzi Jego fizyczne i duchowe cierpienia. Jego ciało po odbyciu drogi krzyżowej będzie wyglądać prawdopodobnie tak, jak posiłkujący się objawieniami bł. Katarzyny Emmerich Gibson odmalował w „Pasji” – będzie stanowić zakrwawiony „kawał mięsa”.


Poniżej fragment z opisu męki Chrystusa w objawieniach niemieckiej mistyczki:

„Wreszcie przystąpiła do Jezusa trzecia para katów z nowymi biczami; były to pęki łańcuszków czy rzemyków, umocowanych w żelaznej rączce, a zakończonych żelaznymi haczykami. Ci już nie ranili, ale po prostu odrywali tymi haczykami całe kawałki skóry i ciała tak, że miejscami było widać nagie kości. (…) A nie dosyć im było tego. Oto odwiązawszy sznury obrócili Jezusa i przywiązali z powrotem poranionym grzbietem do słupa. Jezus nie miał na tyle sił, aby sam się utrzymać na nogach, więc przykrępowali Go powrozami przez piersi poniżej ramion i kolan, a ręce związali z tyłu w środku słupa. (…) Jeden z nich trzymał w lewej ręce mniejszą, cienką rózgę i tą smagał oblicze Jezusa, raniąc je boleśnie. Nie było już zdrowego miejsca na Jezusie. Najświętsze, czci najgodniejsze ciało Syna Bożego, poszarpane bezlitośnie, przedstawiało jedną wielką ranę krwią broczącą”.

Podczas wieczoru poprzedzającego ponadludzkie cierpienie, którego doświadczy Chrystus, mówi do swoich uczniów:

«Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje». 27 Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: «Pijcie z niego wszyscy, 28 bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów. 29 Lecz powiadam wam: Odtąd nie będę już pił [napoju] z tego owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę z wami, nowy, w królestwie Ojca mojego».

(Tekst w przekładzie Biblii Tysiąclecia, wyd. V)


Śladową część męki Chrystusa odczuło na własnym ciele wielu mistyków, zwłaszcza stygmatyków – na przykład Ojciec Pio, do którego z prośbą o uzdrowienie z nowotworu przyjaciółki – Wandy Półtawskiej – udał się Karol Wojtyła (prośba została spełniona). Odczuła ją także niemiecka mistyczka – Teresa Neumann – której panicznie obawiał się Hitler.


Zdjęcia tej ostatniej, a nawet archiwalne filmy, są dostępne w sieci. Ich widok mrozi krew w żyłach – podczas Wielkiego Tygodnia po jej twarzy spływała krew. Żywiła się, według przekazów, jedynie Komunią Świętą. Podobnie jak wielu innych świętych i mistyków była poddawana badaniom medycznym.


Nie dla niej jedynej Komunia Święta była jedynym pokarmem – znany jest również przypadek Aleksandry Marii Da Costa (1904-1955) czy Marty Robin.


Cud, który odbywa się podczas Eucharystii jest dla wielu niezrozumiały – nawet część duchownych nie zawsze rozumie czy wierzy w jego fenomen.


Nie ma się, zatem, co dziwić, że lwia część wiernych przystępuje do po prostu do aktu zjedzenia opłatka, podobnie, jak ich pierwszokomunijne dzieci.


Powyższy obraz ukazuje, że obchody pierwszokomunijne mają w Polsce coraz rzadziej coś wspólnego z Bogiem, a cała impreza przypomina bardziej rodzinny bal przebierańców – pozbawiony prawdziwego sensu i wiary w cud. Ale, jak mawiał Bierut podczas obchodów 1-majowych - „Niech się święci!”

bottom of page