top of page
  • Zdjęcie autoraOSA

W tramwaju jest tłok, w pociągu jest tłok, kibice na Legię jadą…

Sezon przy Ł3 rozpoczyna się, interesuje nas tylko zwycięstwo, ale w kolejnym sezonie Ratusz nie rozpieszcza nas, bowiem jak pomysłu na infrastrukturę miejską wokół stadionu Legii nie było, tak dalej nie ma.


To truizm, ale przecież „każde dziecko o tym wie”, że mecz, to nie tylko 90 minut zmagań piłkarzy na boisku, ale coś więcej. To rodzaj swoistej miejskiej celebry, okazja do spotkania znajomych, potencjalnie nawiązania nowych, a z całą pewnością poznania największej liczby trenerów i wysokiej klasy specjalistów od należytej gry. Ponadto, to również rodzaj pewnego wypoczynku i przeżywania rzeczywistości w swoim rytmie. To indywidualne sprawy, każdy robi to na swój sposób, ale ja nigdy się na meczowym dniu nie zawiodłem. On inspiruje zaś „myśl żywa” skrzy się niczym dobre piro. I nigdy nie wiadomo, co danego dnia „ujmie” i np. dostarczy pomysłu na felieton czy inne „otwarcie oczu”. Czy tyrmandowskie przejście z Frascati na Piękną i minięcie jednej z legijnych „sekcji gimnastycznych” udających się na mecz, nie wywoła przeniesienia się do czasów Imperium i rozważań, jak wykorzystywać taki ludzki potencjał dla dobra Najjaśniejszej? Czy może kolejny trans na Żylecie („która zawsze prawdę powie” copy rights śp. Mistrz Paweł Zarzeczny) „trzepnie”, bo lapidarnie ujmie istotę rzeczy („GW, Lis, Olejnik i inne ladacznice, dla was nie będzie gwizdów, będą…” tudzież „Ręce precz od Jana Pawła II’) i da dodatkowe przekonanie, że pewne sprawy są banalnie proste! Czy może słuchając kibicowskiej pieśni „Nie poddawaj się” nie pomyślisz o wojskowych i rodzinnych źródłach klubu i tych, dla których zawołanie „honorem legionisty jest zwycięstwo w walce”, dodajmy na „śmierć i życie”, nie było picem? Jak wspomniałem, to indywidualne sprawy, ale tego dnia można łatwo myśleć o wszystkim czego nasza dusza (i wyobraźnia) zapragnie.



A pragnienia w dzień meczowy są jak wiemy wielorakie i bez dobrego pubu życie kibica nie ma należytego smaku. To właśnie tam bowiem ogniskują się wszystkie zjawiska, o których wyżej wspomniałem. Dlatego na zachodzie, w krajach o wysokiej kulturze piłkarskiej, jest ich tak wiele w okolicach stadionów.


Jeśli chodzi o ten aspekt, życie kibica Legii nigdy nie należało pod tym względem do najłatwiejszych, ale jakoś „się żyło” mówiąc Wieniem. Po stronie Łazienek i Agrykoli była minimalnie, ale godnie reprezentowana przez Garaż i Źródło, miejsca ciekawie położone i ze swoją historią.


Bliższy memu sercu Garaż, zwłaszcza w sezonie wiosenno – letnim, był miejscówką niezastąpioną. Położony na skraju Łazienek, miejscem klimatycznym ze wszech miar z dobrym widokiem na stadion, (który btw. „słychać było” już od blisko godziny przed meczem), a i blisko tej jego części, gdzie znajdował się sektor gości. Wychodzili oni tamże z podstawionych autokarów i naturalnie zawsze mogli liczyć na nasz warm welcome (football bloddy hell style). Był Garaż naturalnie miejscem spotkań ludzi z różnym społecznym bacgroundem, ale jednak z silna reprezentacją ludzi pióra, nie tylko sportowego. I właśnie dlatego Garaż był swoistą „instytucją społeczną” do której przychodziło się z dużym wyprzedzeniem, celebrowało dzień meczowy i nigdy nie miało się poczucia straty czasu. Nie stało się tam nigdy nic niepokojącego, zdaje się, że po prostu nie tylko kobiety, ale i inkluzywne i piękne miejsca łagodzą obyczaje. I w końcu przyszła prawdziwa strata, bowiem dość nagle i niespodziewanie Garaż zamknięto. Powstało w związku z tym faktem kilka urban legends, a do najbardziej znanych należała ta, iż kupcem jest jeden z najbogatszych Polaków, który planuje otworzyć tam kolejną „łazienkową” top restaurację. Ale nie udało mi się zweryfikować tych informacji. Niemniej, dodatkowo frustrujący był fakt, iż budynek był przez wiele lat niewykorzystany, dopiero z czasem powstały tam biura jednego z teatrów. Czy naprawdę nie można było znaleźć dla nich innego miejsca i poniekąd ocalić tak interesujące społecznie miejsce? Dodatkowo w części miasta, jak wspominałem, jeśli chodzi o infrastrukturę, bez mała „pustynną”? Czy tak się profesjonalnie programuje urbanistyczną tkankę miejską, nie przykładając „ucha” do tętna miasta? „Przypuszczam, że wątpię” napiszę Wiechem.


Moje rozżalenie jest być może tym większe, gdyż na kibicowską „prawą stronę miasta” nieco później spadł kolejny cios tj. zamknięto spożywczaka - blaszaka „dwa razy podgardle poproszę” pod kładką na Saskiej Kępie, miejscu, które było/jest prawdziwym hubem przerzutowym wracających kibiców. Tj., gdzie wysiada Kępa, ale i przesiada się Grochów, Praga, Gocław, Rembertów czy Anin – Międzylesie. Możliwość spędzenia dodatkowej godzinki (do dwóch...) pod chmurką w towarzystwie ok. 100 – 200 osób robiących swoiste podsumowanie meczowe ze swymi radościami i troskami, było dla mnie równie klimatyczne, co przedmeczowa rozgrzewka w Garażu. Mawia się ze pewni ludzie są nie do zastąpienia, ale podobnie jest chyba z miejscami. W każdym razie, mam nadzieje, że saskiego balszaka pod kładką nie zamknięto z powodów związanych z wymogami bezpieczeństwa stworzonymi w Unii Europejskiej.


Ale wracając do ważniejszej kwestii, tj. zagospodarowania tudzież przystosowania społecznego, okolic stadionu Legii. Można odnieść wrażenie, że Ratusz, choć wydał w 2008 roku grube miliony na budowę stadionu, nie poszedł za ciosem i nie ma pomysłu na tą okolicę, jako miejsca z ciekawą infrastrukturą i przyciągającego licznie warszawiaków. Terenów wszak tam nie brakuje. Pomysłów włodarzy na pewno. Ale być może ta niemoc ma jakieś głębsze podkłady. Np. spotkałem się z opinią osób, btw z lubością oglądające telewizję, z którą kibice Legii maja stare porachunki, które otwarcie wyrażały zdziwienie, że kibice Legii mają takie potrzeby. I że np. chcieliby spędzić przedmeczowy czas w „pięknych okolicznościach przyrody”. „Dla nich? Po co im jakieś Łazienki!”. No tak...”Los, urodzenie, otoczenie, wychowanie, przypadkowy kontakt – rzucają na inne drogi, lecz drogi te prowadzą do tego samego punktu za widnokręgiem” – pisał w Muzeum Wyobraźni Waldemar Łysiak. „Walczą o to samo, o zwycięstwo”. Czego życzę nie tylko piłkarzom w sobotę, ale i nam wszystkim. Bedzie nim nie generowanie takich podziałów i możliwość faktycznego spotkania. Zwłaszcza, kiedy będziemy mogli spotkać się w dzień meczowy, w odpowiednio zagospodarowanej części warszawskiego Powiśla.

bottom of page